UNIVERSITÁ TELEMATICA INTERNATIONALE DI BRESLAVIA


rys. prof. Wiesław Gołuch, Zdalne nauczanie

Był kwiecień 2016 roku. Pojechaliśmy z dr Patrycją Rozbicką, wówczas moją asystentką, do Rzymu na uczelnię o nowocześnie brzmiącej nazwie Universitá Telematica Internationale Uninettuno. Państwo wyraźnie się ucieszyli podczas pertraktacji o zaproszenie, że wyrażamy wolę współpracy. My także. Uwielbiamy Rzym. Państwo i my – to czuliśmy od pierwszego maila. Przygotowaliśmy zatem wykłady. Spakowaliśmy, co tam kto potrzebował – i fru!

Szczerze, lotnisko Ciampino na kolana nas nie rzuciło. Zaskoczyła nas także opinia taksówkarza, gdy poddaliśmy adres apartamentu. – Nomentano – rzekł bez entuzjazmu – to nasz Bronx. Ja bym tu nie mieszkał – dodał, proponując w zamian adres hoteliku w centrum. Ale że apartament był już opłacony, a stypendium erasmusowe jak zawsze nadzwyczaj wątłe, zostaliśmy. Okolica faktycznie nie przypominała Rzymu. Nasz kwartał obrzeży Nomentano to corbusierowskie blokowisko o ciekawej architekturze, lecz nie zawsze ciekawej społeczności. Już przy wejściu do naszej nomen omen klatki zobaczyliśmy porzucone strzykawki. Clou tygodnia okazały się zwłoki młodzieńca, który nadużył. A zatem sporo mocnych wrażeń. Plus sąsiadka z góry, która okazała się szalona i wykłócała o nie nasze imprezy nocne. Oraz winda dla dwojga, lecz co najwyżej z jedną walizką. 

Nic w tym apartamencie nie było włoskie. Śniadanie z proszku i z foliowych opakowań. Ciągle nowi goście w sąsiednich pokojach i z fumami á propos wszystkiego. Komunikacja także zabawna. – Przepraszam, kiedy nadjedzie autobus? – zapytałem na przystanku ogołoconym z tablic informacyjnych. – A kiedy mu się zechce – odrzekły z uśmiechem dwie damy, plotkujące pogodnie i bez urazy wobec firmy przewozowej. Do centrum szliśmy bite trzy kwadranse i do dziś nie wiem, czy wówczas autobus przyjechał. Z centrum było łatwiej – tam tablice rozkładów tkwiły. Jedyne, co nam się w Nomentano podobało, to pizzeria ukryta w krzakach – z dobrym, domowym winem i świetną pizzą do późnego wieczora. Kapitalny market w blaszaku z rewelacyjną porchettą i focacciami prosto z pieca. No i lokalny Le Corbusier sprzed lat, który w podcieniach wieżowców ulokował niewielkie rodzinne segmenty z ogrodami.

Tagliatellini con cozze e gamberi w Ristorante Carlo Menta na Zatybrzu. Godne polecenia!

Nazajutrz stawiliśmy się przy Corso Vittorio Emenuelle II. Błękitna tablica z logo uniwersytetu UTIU na pięknej XIX-wiecznej kamienicy zapraszała na piętro. Kamienica była imponująca, a piętro dość rozległe – mieściło studia telewizyjne, bibliotekę nagrań, dział administracyjny, gabinety nielicznych etatowych pracowników i pomieszczenia socjalne. Oraz gabinet dyrektora. To właściwie była cała uczelnia. Kilka tysięcy zapisów dvd, ich dystrybutorzy oraz realizatorzy nagrań (technicy telewizyjni) i menedżerowie transmisji – aby egzaminy i zaliczenia mogły odbywać się interaktywnie. Po wszystkim oprowadzała na urocza profesor Nora Moll z wydziału nauk społecznych. Pani profesor była realna, cała reszta wirtualna. W teleprzestrzeni ludzie pracowali, spotykali się, uczyli lub byli uczeni.

Gabinet szefa uniwersytetu

Najbardziej nam się podobało projektowanie wirtualnej uczelni. Było w tym coś z produkcji Pixara albo Second Life. Każdy profesor i każdy student występował pod postacią awatara. Awatary spotykały się w aulach i gabinetach według rozkładu zajęć. Mnie imponowało przelatywanie – niczym Batman – z auli do auli. Wykłady opatrzone były interaktywnymi prezentacjami – te wyświetlały się na pikselach ścian. Awatary studentów mogły w czasie rzeczywistym, kto wymyślił to określenie nie wyjdzie z piekła, rozmawiać z profesorami. Wszystko przy pomocy technologii komputerowej i grafików, którzy opakowali to estetycznie. Kto fruwać nie chciał, mógł klasycznie – kamera, Skype lub oryginalna platforma uczelni, konferencja społeczności lub rozmowa we dwoje/dwóch/dwie. 

Zaduma nad przyszłością e-studiów

Każdy z kursów miał menu otwarcia – także w polszczyźnie. Biblioteka była naprawdę imponująca. Szczelnie wypełniała kilometry kwadratowe ścian. Sama procedura studiowania przypominała co prawda nieco politechnikę, którą ukończył technik Maliniak w serialu Czterdziestolatek, ale nie wyzłośliwiam się. Uczelnia ma się dobrze, oferuje studia (także podyplomowe) na sześciu wydziałach: ekonomii, prawa, inżynierii, nauk humanistycznych, psychologii i komunikacji społecznej. Z hasztagiem darmowych godzin wideo dla studentów włoskich. Rozumiem, że z nie tylko z powodu koronawirusa.

Aula naszych e-wykładów

Nasze wykłady także odbyły się w cyberprzestrzeni. Zasiedliśmy w stosownej auli przed kamerami. Na plastikowych krzesełkach. To – przy mojej tuszy – nieco mnie speszyło. Krzesełka wydawały się kruche jak te z pałacu w Wojnowicach. Na sali zasiedli operatorzy kamer, technicy oświetlenia, dźwiękowcy. Kilkoro zdesperowanych studentów, lokalsów, jak mniemam, i koledzy pani profesor z wydziału. Byłem nieco sceptyczny, ale usłyszałem, że jesteśmy transmitowani w uniwersyteckiej sieci live, a zapis wykładów i rozmowy zostanie utrwalony na dvd. Do przyszłego wypożyczenia. – Ilu macie studentów? – dopytywałem. – W tej chwili kilkuset jest on line – padła odpowiedź techników. 

Ostatnie tygodnie zajęć przypomniały mi Rzym. Po pierwsze potrzebna jest sprawna platforma – telekomunikowania albo VR, albo obie naraz. Po wtóre musimy pracować na profesjonalnym sprzęcie – raczej pod znakiem jabłuszka niż okienek, choć jak słyszę od lat, nie można przeprowadzić na jabłka przetargu. Bo nie mają konkurentów. Okienka są, jakie są. Przerobiłem i nie wrócę. Na e-postach czytam skargi na zawieszanie się Teams, Zoomów i co tam jeszcze mamy. Sam pracuję na banalnym FB – tylko to znosi wiejski internet niezbyt szerokopasmowy. Ale e–uczenie może być ciekawym rozwiązaniem formalnym już na zawsze. 

Skoro ów mityczny IDUB, czyli Instytucja Doskonałości Uczelnia Badawcza zmusza nas do ograniczenia liczby studentów niestacjonarnych dla milionów złotych ukrytych w obligacjach skarbu państwa, a brak pomysłów na zwiększenie kompetentnego zatrudnienia, być może UNIVERSITÁ TELEMATICA INTERNATIONALE DI BRESLAVIA byłby idealnym rozwiązaniem. Tym bardziej, że od połowy marca studenci pracują zdalnie jak prawdziwi entuzjaści wiedzy, czym zaskoczyli wielu prowadzących. A my nie pownnismy nikomu odmówić prawa do nauki. Także do e–studiów.

Z tamtych „rzymskich wakacji” zapamiętałem dekalog e–nauczania. Kilka z tych przykazań zda się ważnych także dla nas. W dość swobodnym tłumaczeniu brzmiałoby to tak:
1. Bądźmy razem. Spotkanie w jednym celu znosi dystanse. Wirtualne przestrzenie stają się prawdziwymi miejscami udostępniania.
2. Jeśli wymieniamy rzecz, każdy z nas odchodzi tylko z jedną rzeczą, ale kiedy wymieniamy idee, rozchodzimy się z dwoma pomysłami w głowie. 
3. Kiedy piszesz lub czytasz notatkę, wspomnij, że w tym geście ktoś inny przed tobą, zostawił coś z siebie. 
4. We wspólnocie ceni się relacje międzyludzkie, przyjaźń i dzielenie się: „zdalny” student znajduje w ten sposób wymiar, który go nie izoluje.
5. Jedność to siła! W trudnych sytuacjach pomóżmy sobie, zjednoczmy się: tylko w ten sposób możemy pokonać ograniczenia.
6. Nigdy nie jest za późno, aby ponownie rozpocząć naukę: ważne, aby tego chcieć! Nawet po sześćdziesiątce. 
7. Dzielą nas dziedziny, łączy pragnienie zdobycia wiedzy i wizja sukcesu.
8. Oceny uzyskane na egzaminach odzwierciedlają nasze zaangażowanie, a nie powierzchowność.
9. Pokaż na egzaminie swoją naturalność.
10. Egzamin to radość i wdzięczność za to, że wspólnie tworzymy szlachetną społeczność nauki.


Breslavia to po włosku Wrocław. Moim zdaniem ładniej niż anglojęzyczne łamańce z Łroklołem na czele.

Komentarze

Popularne posty